Odwiedzający Warszawę obcokrajowcy często trafiają na mojego bloga i proszą o polecenie im restauracji. Zwykle chodzi im o miejsce z dobrą polską kuchnią, bo jeśli odwiedzają nas, to chcieliby skosztować czegoś specjalnie stąd. Międzynarodowej kuchni można przecież skosztować wszędzie. Mam z takim poleceniem duży problem, bo polskich restauracji z dobrą kuchnią ciągle jest niewiele. Można je policzyć na palcach jednej ręki. Wygląda jednak na to, że właśnie pojawiła się nowa, bardzo ciekawa polska kuchnia. Dom Wódki przy Placu Teatralnym.
Dom Wódki to miejsce oparte na dwóch filarach – polskiej wódce i polskiej kuchni. Jeśli teraz wyobrażacie sobie jakiś lokal typu ‘wódka i zakąska’, to nic bardziej mylnego. Dom Wódki to elegancka restauracja. Zajęła lokal po zamkniętej jakiś czas temu Normie przy Placu Teatralnym. Ma trzy sale, w jednej serwuje się wyłącznie alkohole, w dwóch pozostałych jedzenie. Miejsce urządzone jest w eleganckim stylu. Mamy drewniane stoły, jasno i ciemno szare obrusy, krzesła z drewna giętego, a w ostatniej sali wygodne sofy. Istotnym elementem wystroju jest pianino, które… samo gra. I nie, nie jest to w żadnym wypadku efekt przesadnego upojenia wódką, grało samo nawet wtedy, gdy wódki nie tknęłam.
Serwowana tu kuchnia jest polska, ale w nowoczesnej odsłonie. Szefem kuchni został Michał Tkaczyk, znany do tej pory z kuchni hotelu Bristol. Z wyglądu tych dań nie poznacie, ale smaki będą Wam dobrze znane. Wódki występują tu w bardzo wielu gatunkach. Menu podzielone jest na zakąski zimne i sałaty, zakąski gorące, zupy i desery. Do każdej z pozycji sparowane są proponowane alkohole, w większość proponuje się kieliszek jednej wódki na otwarcie i kieliszek innej na zamknięcie. Jak nie pijam wódki, muszę przyznać, że to bardzo interesująca koncepcja i ktoś zadał sobie trud, by ją wymyślić. Doceniam. Dom Wódki odwiedziłam dwukrotnie, co staram się ostatnio robić zanim spiszę swoje wrażenia. Często bowiem miejsce w ciągu kilku dni potrafi zupełnie zmienić swoje oblicze.
Zakąski. Pierwszym daniem, z którym miałam tu styczność był Tatar wołowy (39zł) podany z żółtkiem 64st., musem (nazywanym tu galaretką) z ogórka kiszonego, szalotką, marynowanymi grzybami i musztardą sarepską. Już na starcie miałam więc świadomość, że będzie inaczej niż standardowo. Tego jajka przygotowanego metodą sos vide nie wmieszacie w tatar, bo nie o to tu chodzi, świetnie do niego jednak pasuje. Podobnie jak wszystkie inne elementy – trudno się zresztą temu dziwić, cała kompozycja smakowa jest nam znana na pamięć, tylko zaprezentowana jest inaczej i wymusza też nowy, ciekawy sposób jedzenia.
Bardzo interesujący był Śledź w szubie (29zł) serwowany z burakami, jajkiem, wędzonym oscypkiem, jabłkiem, majonezem cytrynowym, kiszonym ogórkiem i kawiorem jabłkowym. Pięknie wygląda i bardzo przyjemnie zaskakuje. Szczególnie fajny jest ten element kawioru jabłkowego. Jednak hitem zakąsek jest dla mnie Zraz z polędwicy wołowej (36zł) z duszonymi szyjkami rakowymi i kurkami w intensywnym sosie z białego wina. Ja pochodzę z krainy, gdzie mówimy rolada, ale temu zrazowi wybaczam nazywanie go zrazem. Jest absolutnie znakomity, lekko przypieczony z góry, ze świetnym nadzieniem rakowym i bardzo, bardzo pysznym sosem. Duża porcja jak na zakąskę, ale warto się skusić.
Zupełnie nieoczekiwanie wzrusza mnie zupa. Właściwie powinnam to wiedzieć, polska kuchnia wszak zupami stoi, ale tutejszy Rosół z kaczki (19zł) jest odkryciem. W esencjonalnym, pysznym rosole pływają pierożki z gruszką, porem i serem Lazur. Obok nich są jeszcze warzywa, lubczyk i żurawina. I ta relacja pleśniowego sera z żurawiną nawiązana w rosole jest początkiem niesamowitego romansu. Przepyszna to zupa.
Dania główne. Golonka (44zł) to dzieło sztuki. Mięso golonki podano w walcach, a ze skóry zrobiono crackling. Zachwycają dodatki. Mamy mus z kiszonej kapusty, smażone ziemniaki, lody chrzanowe, demi-glace i puder z pumpernikla. I znowu – o smakach nie ma co pisać, bo oczywiste, że pasują – ale forma jest przewrotna i nowa. Brawo dla szefa kuchni za to danie. Pokazówka.
Po tym wszystkim zupełnie nas zaskakuje Sandacz mazurski (49zł) serwowany z kapustą włoską, pomidorami koktajlowymi, chrzanowym puree ziemniaczanym i sosem cytrynowym. Zaskakuje głównie tym, że niczym nie zaskakuje. Jest dobrą rybą, ale w tym zakręconym klimacie wychodzi na kontrowersyjnego nudnawego sztywniaka. Świetne są za to Kotlety mielone (39zł). Jeśli ja zamówiłam gdzieś mielone, to już Wy wiedzcie, że musiało mnie to miejsce uwieść, bo nigdy nie jem mielonego, nawet w domu rodzinnym marudziłam, jak mi podawali. Mielonymi w Domu Wódki się zachwyciłam. Podaje się je w trzech odsłonach – są klasyczne, z pumperniklem i z pestkami słonecznika oraz dyni. Do tego oczywiste dodatki marchewki z groszkiem lub buraczków – tutaj podane w formie puree marchewkowego, groszkowego i buraczanego. Mielone osadzone są na puree ziemniaczanym. Kompletnie natomiast nie rozumiem i do dziś zachodzę w głowę, co w tym towarzystwie robi zsiadłe mleko. Na wszelki wypadek dyskretnie ominęłam ten punkt programu.
Co więcej, nie zawodzą też desery. Przepyszna jest kompozycja Bezy z kremem kawowym, powidłami z mirabelki i lodami kawowymi (24zł). Może samą konsystencję bezy dałoby się bardziej dopracować, ale świetne jest towarzystwo smaku kawowego i znakomite przełamanie go mirabelką i sezonowymi owocami. Szarlotka z płatków jabłek prażonych z cynamonem, maślaną kruszonką, lodami z trawy żubrowej i sosem jabłkowo-miodowym (19zł) to też bardzo dobry deser, szczególnie wzruszają lody z trawy żubrowej podane do szarlotki, bo aż dziwne, że nikt tego nie robi w standardzie. Plastry jabłek sprawiają jednak opór przy krojeniu ich widelczykiem, może warto byłoby je pokroić na mniejsze sześciany przed podaniem. Sernik z bakaliami marynowanymi w Gold Wasser, piaskiem orzechowym i owocami sezonowymi (19zł) jest prosty, ale bardzo dobry. Sernik delikatny, o bardzo gładkiej fakturze, ładnie podbity czekoladą i świetnie skontrapunktowany owocami w Gold Wasserze.
No zamówiłam wódkę, tak, wiem, że się zastanawiacie nad tym, zamówiłam. Do tatara. Wypiłam na otwarcie troszkę wódki Dwór Sieraków (10zł) i na koniec troszkę wódki Pieprzono Kumwica (10zł). I pomimo czyjejś ciężkiej pracy w dobraniu tych wódek, pozostanę przy twierdzeniu, że wódki to nie mój świat. Jak zresztą żadne mocniejsze alkohole. Skoro jednak mogłam pójść do Ave Pizza i ekstrawagancko nie jeść pizzy, tak samo będę wracać do Domu Wódki i zajadać się tutejszą kuchnią nie pijąc wódki. (Zwłaszcza, że od dwóch dni jest już też karta win.) Wyobrażam sobie jednak, że dla wielbicieli tego najbardziej polskiego z trunków, Dom Wódki będzie rajem na ziemi. Odwiedźcie koniecznie i polecajcie wszystkim obcokrajowcom. To nowoczesna dumna polska kuchnia, bez cienia kompleksów.
Dom Wódki, Pl. Teatralny, ul. Wierzbowa 9/11, Warszawa, tel. 22 828 22 11
Po więcej zapraszam jak zwykle na fanpage, Google+, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: