Kiedy wraca się z wakacji z mocnymi kulinarnymi wrażeniami, jest pewien problem z wybraniem pierwszej restauracji do odwiedzenia po powrocie. Z jednej strony chce się utrzymać wspomnienia smaków jak najbardziej żywe, z drugiej ma się ochotę zjeść coś zupełnie innego. Tym razem jednak wyjątkowo nie musiałam się długo zastanawiać. Po powrocie z Francji i Hiszpanii, po odwiedzeniu Mirazur i Quique Dacosta, mój kierunek był oczywisty. Salto by Martin Gimenez Castro. W zeszłym roku Martin praktykował u Mauro Colagreco w Mirazur, w tym roku był na stażu u Quique Dacosta. Bardziej adekwatnej restauracji nie mogłam wybrać.
W Salto witają nas pianką Pisco sour, a zaraz po niej bardzo przyjemnym, choć maleńkim amuse bouche – Tatarem z tuńczyka w galaretce z malibu. Jesteśmy obudzeni smakowo i możemy przejść do przystawek. Ceviche z Krewetki argentyńskiej z marakują i kiełkami kolendry (38zł) to klasyka Martina. Od kiedy ma swoją restaurację, ceviche w karcie musi być. Jest świetne, na dobrych produktach, z bardzo ładnym akcentem marakui. Przy drugiej przystawce Ośmiornica, nora, dorsz (45zł) widać wyraźnie, gdzie Martin spędził staż. Widzicie inspiracje? I teraz powiem tak: to danie w Salto jest świetne. To jest kompozycja, a nie tylko jej fragment. Trzeba rozbić kamyk z masy kakaowej tak, by emulsja z trzech papryk i solonego dorsza rozlała się po kamionce. Świetna jest mięciuteńka ośmiornica, do której emulsja paprykowa nadaje się świetnie. Jeśli takim daniom ma służyć przekombinowana kuchnia Quique Dacosta, to niech i tak będzie. Świetne.
Sporo się dzieje również w daniach głównych. Presa ibérica, topinambur, rum, ścięgno, trufla (70zł) to znakomita kombinacja rodem z Hiszpanii. Moją uwagę przyciąga tu nie tylko znakomite, bardzo ciekawe mięso, ale i cudowny demi-glace z rumem. Królik, shiso, kawa (65zł) to danie z zupełnie innej bajki, kompletnie inne są tu smaki dominujące. Bardzo to zresztą ciekawa odsłona królika. O odkrywczym shiso (pachnotka zwyczajna) pisałam niedawno przy okazji relacji z Monastrell*, cieszy mnie, że zawitało do Warszawy. Oby częściej, bardzo to smaczny i intensywnie świeży w smaku listek.
Całość zamykają desery Dawida Makurata, które cukiernik zdążył jeszcze przygotować zanim pożegnał się z Salto i odszedł do nowego projektu Deseo. Niniejszym przesyłam focha Piotrowi Chylareckiemu i ekipie Deseo za zgarnianie z rynku wszystkich najlepszych cukierników 🙂 I tak było ich mało! Mam nadzieję, że wkrótce (i to najlepiej szybciutko) pracownia i studio cukiernicze odwdzięczy nam się rozprzestrzenianiem cukierniczej wiedzy i przyczyni się do eliminacji z deserowych kart panoszących się nudnych fondantów czekoladowych. W każdym razie, obydwa desery w Salto – Orzech włoski, śliwka, kasztan, jałowiec (26zł) i Trawa żubrowa, borowik, sosna (28zł) – dalekie są od nudy, smakują świetnie, a prezentują się niesamowicie, wyglądają trochę jak scenografie do jakiegoś … no Żwirka i Muchomorka.
Oczywiście w Salto byłam już kilkakrotnie, ale tym razem bardzo chciałam zobaczyć nowe menu Martina. Świetnie się czyta takie inspiracje, wiedząc, jak smakują w oryginale. Ogromnie doceniam fakt, że tak uznany szef kuchni ciągle ma w sobie odpowiednią dawkę pokory, by jeździć na kolejne staże i uczyć się od największych. Ani to nie jest łatwe – musi opuścić swoją restaurację na kilka tygodni, ani popularne – nie ma zbyt wielu topowych szefów kuchni, którzy sobie na takie kilkutygodniowe staże pozwalają. Brawo Martin, daj znak, dokąd się wybierasz w przyszłym roku, żebym mogła zsynchronizować swoje plany wakacyjne 🙂
O Salto pisałam też w kwietniu 2014 i styczniu 2015.
Salto by Martin Gimenez Castro, ul. Wilcza 73 (wejście od ul. Emilii Plater), Warszawa, tel. 22 58 48 771
Po więcej zdjęć zapraszam na fanpage, Google+, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: