Prostota. Tego ostatnio szukam w jedzeniu. Dziwne, ale mam ogromne problemy w znalezieniu dobrych miejsc z prostą kuchnią. Przyglądam się z dużym niepokojem warszawskiej scenie gastronomicznej, coraz bardziej się od niej dystansując i coraz częściej zadając pytanie – dokąd to wszystko zmierza. Na szczęście od czasu do czasu pojawia się taka jaskółka jak Fest Port Czerniakowski. I od razu mam znowu nieodpartą chęć chwalenia i zachwycania się.
Fest Port Czerniakowski należy do właścicieli Bibendy, co samo w sobie jest dobrego produktu. Za kuchnie odpowiada Iwan Sokolyk. Miejsce otworzyło się we wrześniu zeszłego roku, ale prawdziwe skrzydła rozwija dopiero teraz. Pod wodzą nowego szefa kuchni serwuje dobrą prostą kuchnię z wędzeniem w roli głównej. Co ciekawe – nie tylko o wędzenie mięsa i ryb tutaj chodzi. W barze można dostać nawet koktajle z podwędzanym smakiem.
Fest Port Czerniakowski: Ogólne wrażenie
To jeden z piękniejszych zakątków stolicy. Mieści się zaledwie 15 minut od centrum miasta, dosłownie 3 minuty od ruchliwej Czerniakowskiej, tuż obok basenu Portu Czerniakowskiego, który od dwóch lat wraca do życia. Fest Port Czerniakowski to drewniana budowla przy klubie sportowym DeSki. Lokal ma ok. 50 miejsc wewnątrz, głównie przy sporych stołach na 6-8 osób. Jego najmocniejszą stroną jest jednak taras. Jakaż to szkoda, że widok nie uwzględnia samego Portu Czerniakowskiego. Tej zielonej pełnej drzew i traw sielance przydałby się kawałek wody. Fest Port jest jednak od wody odwrócony. Zimą miejsce przyciąga kominkiem i niesamowitym klimatem, latem to idealna miejscówka dla zmęczonych nadwiślańskim zgiełkiem. Niekoniecznie jest tu cicho i spokojnie, bo jednak sporo gości już polubiło to miejsce, ale jest tu zdecydowanie mniej przypadkowych przechodniów. Z racji swojej lokalizacji i ogromnego tarasu, na którym stać może nawet do 150 osób, Fest Port Czerniakowski często wykorzystywany jest na różnego rodzaju eventy. Warto więc zadzwonić zanim się wybierzecie bez rezerwacji, może być zamknięty!
Ogólne wrażenie jednak to nie tylko wygląd i lokalizacja. Dla mnie ogromny wpływ na postrzeganie miejsca ma również serwowany tu alkohol. I tu prostota poszła o jeden krok za daleko. O ile jeszcze można wypić jakiś koktajl – jeśli akurat jest na miejscu barman lub jeśli akurat pan kelner potrafi dany koktajl zrobić – o tyle już z winem jest lekki dramat. Dostępne jest wyłącznie wino domowe białe i czerwone, często słabo schłodzone, bardzo średniej jakości. Można wziąć kieliszek, karafkę lub butelkę, ale funu z tego nie będzie. Podejrzewam, że lepiej jest z piwami, bo dostępne są rzemieślnicze, ale z nalewaka wypijemy tylko jedno, reszta jest butelkowa. Trochę szkoda, w tym widzę obszarze największe pole do poprawy.
Fest Port Czerniakowski: Jedzenie
Jedzenie w Fest Porcie Czerniakowskim to dobrze rozumiana prostota. Miejsce należy do właścicieli Bibendy, co samo w sobie jest gwarancją dobrego produktu. Za kuchnię odpowiada Iwan Sokolyk, który lubi mięso i lubi się mięsem bawić. Karta dań to cztery przekąski, dwie zupy, dwie kanapki, dwie sałatki i pięć firmowych BBQ podawanych z sosami i coleslaw.
Z przystawek zamówcie koniecznie Wędzonego pstrąga (23zł) podanego z sosem gribiche i pieczywem. Ryba epatuje świeżością uwędzenia, jest mięciuteńka i soczysta. Nie przesadzono ze słonością, co szczególnie doceniam. Dobrze robi temu pstrągowi towarzystwo gribiche z siekanym jajkiem na twardo. Podobnie pięknie obeszli się tutejsi kucharze z Sałatką gravlax z łososia (26zł). Rybę podano na liściach salat z delikatnym dressingiem i chłodnym młodym ziemniaczkiem. Niczego więcej nie potrzebowała. Ja zresztą też nie.
Terrina mięsna (23zł) to z kolei potężna (aż trzy kawałki) porcja mięsa z dodatkiem pieczywa tostowego i sosu majonezowego. W tym daniu brakło mi jednak finezji, przytłoczyła też ilość, ale jeśli ktoś wymaga dużej porcji – będzie dla niego w sam raz.
Mam też pretensje do pieczywa. Bywa różne, czasem bardzo słabe, dmuchane wręcz. Szkoda psuć tak dobry koncept takim słabym elementem. Pieczywo do dań wędzonych powinno być na zakwasie, raczej ciężkie i pachnące świeżością w stopniu równym z mięsami daniami.
Fest Port Czerniakowski: Zabawa z mięsem
Zabawy mięsem na mieście ostatnio są różne. Widziałam, że ktoś traktuje surową wołowinę przy stoliku klienta na talerzu opalarką (taką jak do crème brulee). Widziałam też, że kilka osób piszących o jedzeniu się tym zabiegiem zachwyca. Dla mnie to jest jednak na skraju popisówki i żenady. Wprawdzie wybrałam się nawet do tego miejsca (niech imię jego pozostanie zapomniane), ale przez pół nocy po tej wizycie bolał mnie brzuch. Nie mam siły i odwagi na drugą wizytę, a że swoje teksty piszę przynajmniej po dwóch odwiedzinach, recenzji nie będzie. Zabawy Iwana z mięsem w Fest Porcie są zupełnie innej natury. Używa do nich broni ciężkiej. Dosłownie ciężkiej, bowiem wędzarka ustawiona tuż przy wejściu do restauracji na tarasie waży tonę. Ale wychodzi z niej mięso (i ryby) soczyste, aromatyczne, pachnące i piękne w swojej mięsności. A jednocześnie prawdziwe do bólu, bo jest tu tylko dobry produkt i dobra technika. Dodatki są minimalistyczne.
Tutejszym hitem są Żeberka wieprzowe (35zł) wędzone 3-5 godzin, które w środku osiągają idealną miękkość, a na zewnątrz łapią chrupką skórkę. Warto też zauważyć kurczaka. To mięso, którego nie darzymy zwykle zbyt dużym szacunkiem. Kurczaki są ograne, każdy może sobie zrobić w domu. Ale nie uwędzi go tak jak tutaj. Nie będzie też pewnie mieć tak dobrego „wybieganego” produktu na starcie. Wybiegany kurczak wiejski (34zł), wędzony 2 godziny, to danie absolutnie warte zrewidowania swojego podejścia do najpopularniejszego drobiu. Ponownie chrupka skórka i miękkość wewnątrz, a do tego lekko dymne smaki. Dobrze tu gra podwędzany ketchup domowej roboty. Dwa potężne kawałki stanowią porcję mięsa nie do przejedzenia. Jeśli natomiast jesteście mięsa spragnieni, warto zamówić zestaw firmowych BBQ za 40 zł – dostaniecie przegląd kurczaka, żeberek i boczku w mniejszych porcjach.
Fest Port Czerniakowski: Obsługa
I tu ciekawostka, bo w miejscu tak prostym, można byłoby się spodziewać obsługi przypadkowej, sezonowej wręcz. Nic z tych rzeczy. Obsługa jest tu świetna. W trakcie moich trzech wizyt obsługiwało mnie dwóch kelnerów i jedna kelnerka. Wszyscy bardzo na miejscu. To ten typ obsługi, który nie zmruży oka, kiedy wejdziecie o 19:30 do lokalu zamykanego o 20:00, wszystko grzecznie Wam poda i będzie się uśmiechać. No bardzo jest dobrze. Oczywiście to nie jest fine diningowy serwis. Jeden z panów będzie się usprawiedliwiał, że odpowiada tylko na niektóre pytania, bo na co dzień tu nie pracuje (drodzy kelnerzy, weźcie pod uwagę, że to gościa naprawdę za bardzo nie interesuje), ale generalnie obsługa jest na bardzo wysokim poziomie. Zaangażowana i zainteresowana. Brawo.
—
Coraz więcej w naszej gastronomii dziwactw i popisówek, coraz więcej imponowania efekciarstwem przy równoczesnym zapominaniu o podstawach. Niestety wodotryski wyglądają na Instagramie lepiej niż po prostu dobrze upieczone mięso. Cieszy mnie jednak, że ciągle powstają miejsca prawdziwe, które dają tej modzie odpór. Weekendy spędzam teraz raczej nad Wisłą, gdzie na szczęście są tacy Łowcy Syren – miejsca proste, zbudowane o dobre smaki i fajny pomysł. Do Fest Portu Czerniakowskiego mam z domu 5 minut. Jeśli spytacie, gdzie ostatnio bywam. To już wiecie. Niech prostota bierze górę nad pretensjonalnością.
Fest Port Czerniakowski, ul. Zaruskiego 8, Warszawa, tel. 798 011 771
Ocena: 15.5/20
Czy wrócę? TAK
-
Ogólne wrażenie
3 -
Jedzenie
4 -
Obsługa
4 -
Relacja ceny do jakości
4.5
Na plus
brak
Na minus
brak