Jestem pod wrażeniem. Incepcja jest z pewnością kinem dla wymagającego odbiorcy. Nie wystarczy usiąść w kinie i się rozluźnić. Trzeba właśnie się spiąć. Choćby odrobinę. Zwrócić uwagę na drobiazgi, szczegóły, wyostrzyć zmysły i intelekt. Ale jeśli to wszystko zrobimy, kino odwdzięczy nam się z nawiązką.
Ekstrakcja i incepcja to dwa pojęcia, na których opiera się film. Jeden i drugi proces odbywa się poprzez sen. W związku z tym, w samym filmie mamy do czynienia z rzeczywistością prawdziwą i rzeczywistością snu. Kiedy sprawy się komplikują i wymagają przejścia w głębsze poziomy podświadomości, mamy też do czynienia ze snem we śnie. Tych poziomów zagłębienia jest kilka, a widz faktycznie musi się skupić, żeby nie pogubić w całości akcji.
Zwykle nie lubię filmów nierealnych, nie jestem zwolennikiem ani s-f ani fantasy. Jeśli już wybieram jakieś kino tego rodzaju, naprawdę musi to być wyjątkowa okazja. I tak jest w tym przypadku. Incepcja jest zdecydowanie premierą lata, jeśli nie premierą tego roku. Kilka zupełnie nierzeczywistych scen zrobiło nawet na mnie piekielne wrażenie.
Pierwsze wyjaśnianie procesu incepcji nowej uczestniczce programu, przyjęłam z otwartymi ustami zdziwienia. To jakby salwa możliwości. A możliwości ograniczone są jedynie wyobraźnią, która w przypadku zdolnych architektów wydaje się być nieograniczona. Przy okazji tego tłumaczenia zresztą, w całości zagmatwania ma szansę zorientować się widz.
Przy wszystkich zwinnych i sprawnych akcjach kryminalnych, przy wielu wybuchach i strzelaninach, czyli tym wszystkim, czego naprawdę nie lubię i gdybym chodziła po zakamarkach mojej podświadomości, z pewnością bym nie odkryła, przy tym wszystkim jest w Incepcji dużo dobrego grania. Leonardo DiCaprio z wiekiem naprawdę nabiera nie tylko dojrzałości, ale i niezwykłej charyzmy. Był już świetny w Infiltracji, w Incepcji jest równie znakomity. Bardzo dobrze partneruje mu także drugi plan – bardzo dobre role kobiece Ellen Page i Marion Cotillard.
Przez sporą część tego filmu, zastanawiałam się nad jego końcem. Jak skończy się film tak zagmatwany, tak złożony, na którym poziomie zakamarków podświadomości głównego bohatera wylądujemy. Nie opowiem oczywiście, ale jedno podkreślę – zakończenie nie zawiedzie. Prześmiewczy uśmiech reżysera i scenarzysty na koniec. Bardzo dobre kino.
W skali od 1 do 10 daję 8