Ordynacka 13, jeden z najbardziej pechowych adresów w mieście. Po tzw. ‘małym Kredensie’ lokalizację swoją miały tu restauracje Ordynacka 13 i Le Connaisseur. Obydwie zamknęły się w ciągu kilku miesięcy. Pierwsza nie zdołała mnie zainteresować swoim menu, druga całkowicie odrzucała bardzo wysokimi cenami. Pech ten ewidentnie nie zniechęcił restauracji Pellicano, która otworzyła się pod tym adresem kilka tygodni temu.
Pierwsze wrażenie jest oczywiście wizualne. Pellicano rozprawiło się z pozostałościami po wystroju poprzedników. Wiem, że trudno się rezygnuje z wystroju art deco, w który włożono ogromne pieniądze, ale jeśli otwiera się nowe miejsce, również wystrój wymaga zmiany. Dlatego brawo dla Pellicano. Jest prosto, głównie niebiesko, są wiszące rybki i lustra w kształcie bulaja (okrągłego okna na statku). Już po elementach marynistycznych w wystroju widać więc, że mamy tu do czynienia z morzem, a zatem i jego owocami.
Taka jest właśnie specjalizacja Pellicano. Miejsce postanowiło serwować ryby i owoce morza. To cieszy, bo w Warszawie do tej pory działała chyba tylko jedna restauracja z tą specjalizacją – Osteria. Bardzo droga i już od lat bardzo niedobra. Pellicano ma w karcie doradę, okonia morskiego, sandacza, krewetki i kalmary, ośmiornicę i małże. Tutejszy szef kuchni Tomasz Łapiński (znany mi już wcześniej z wizyty w restauracji Kaprys) deklaruje jednak, że miejsce w swojej ofercie dopiero się rozkręca. W krótkiej rozmowie informuje, że do Polski można sprowadzić każdą rybę występującą na świecie (co wydaje nam się deklaracją nieco jednak przesadzoną) i jeśli następnym razem będziemy mieli ochotę zjeść coś, co nie występuje w karcie, to trzeba tylko uprzedzić wcześniej. Ta zasada obowiązywała już w Kaprysie, przyznaję, że jest ciekawa, choć nigdy nie sprawdzałam jej w praktyce.
Zaczynamy jeść. Ceviche z okonia morskiego ze świeżą kolendrą i oliwą z Sycylii (35zł) jest prawdopodobnie najlepszym ceviche w moim życiu. Kelner mówi, że nawet gość z Peru przyznał, że takiego ceviche poza swoim krajem nie jadł nigdy. Danie ma genialną harmonię pomiędzy kwasowością limonki, ostrością chilli, a odrobiną słodyczy. Do tego kolendra i fura czerwonej cebuli, ryby tu właściwie nie widać, ale kiedy się ją zjada, jest bosko. Znakomity start! Podobne peany słyszę ze strony mojego towarzysza kolacji, który zajada się Ravioli z rakami w sosie krewetkowym (19zł).
Dania główne rybne nie poddają się w konkurencji z przystawkami. Dorsz z pieca z rakami i warzywami na parze (48zł) dzielnie stawia czoło wyzwaniu rzuconemu przez ceviche. To danie nie wygląda dobrze, prezentacja jest ewidentnie jego słabą stroną, ale dorsz jest znakomitej jakości, jędrny, soczysty, pyszny. Towarzyszą mu kawałeczki raków, a intensywny sos śmietanowy dosmacza całość i nadaje daniu kompletnego charakteru. I nawet wybaczę to, że warzywa na parze identyczne podane na obydwu talerzach (mój kolega jadł okonia morskiego), ale dekoracji z kiełków lucerny przeżyć jednak nie mogę. To nie powinno było się tu zdarzyć.
Pellicano nie ma jeszcze koncesji, przychodzimy więc z własnym Albarino, jednak do deseru jesteśmy częstowani alzackim Gewurztraminerem. Deser to temat odrębny. Serwowany jest według pewnego ceremoniału. Niby to tylko Deser lodowy, ale jakże odmienny. Lodom śmietankowym towarzyszy jakościowa oliwa z oliwek, zredukowane balsamico i sól morska. A całość kelner przygotowuje na stoliku klienta. Mniej więcej tak:
Pellicano zrobiło na mnie wrażenie. To miejsce, gdzie przykłada się dużą wagę do jakości produktów i smaku, większą niż do formy, ale wolę tak niż odwrotnie. To również miejsce o bardzo dobrych cenach, powiedziałabym, że konkurencyjnych. Z pewnością będę tu wracać, a może nawet zamówię coś, czego nie ma… muszę tylko wymyślić jakieś bardzo egzotyczne wyzwanie. Przy okazji podrzućcie swoje sugestie w komentarzach. Mam nadzieję, że pech Ordynackiej 13 należy już do przeszłości.
Pellicano, ul. Ordynacka 13, Warszawa, tel. 506 331 394
Po więcej zdjęć z Pellicano zapraszam na fanpage, Google+ i Instagram Frobloga.