Tak to jakoś jest ostatnio z tymi artystami około-jazzowymi, że ich ostatnie płyty są inne niż wszystkie poprzednie. Te ostatnie płyty robią zawrotną karierę i z promocją tych właśnie płyt, artyści ci występują w Polsce. Problem polega na tym, że ja zazwyczaj pamiętam ich z płyt poprzednich. Tak było z Chrisem Bottim, a teraz z Peterem Cincottim.
Petera znam z płyt jazzowych. Uważam go za świetnego wokalistę, zresztą jego dotychczasowy życiorys moją opinię o nim potwierdza. Na przykład dostał nagrodę za interpretację „A Night In Tunesia” Dizziego Gillespiego na bardzo prestiżowym jazzowym festiwalu w Montreux. Na płycie „On the Moon” zachwycał wykonaniem „St. Lewis Blues” i „I Love Paris”, na płycie „Peter Cincotti” kompletnie odlotowym wykonaniem „Sway” i „Are You The One”. To były prawdziwie jazzowe standardy i prawdziwie jazzowe wykonania.
Co się stało z Peterem Cincottim na ostatniej płycie? Nie wiem. „East of Angel Town” to płyta, którą jako pierwszą Petera wyprodukował David Foster. Mamy więc na tej płycie klawesyn, kwartet smyczkowy i kilka innych ciekawych brzmień, wszystkich osiąganych w sposób sztuczny – z syntezatora. Nie znoszę tego i uważam, że jazz tego nie toleruje. Ale David Foster ma już w swojej „stajni” Michaela Buble, a Cincotti był do niego chyba zbyt podobny. Trzeba więc było brzmienie sformatować i poprowadzić lekko w inną stronę.
Na koncercie Peter nie zagrał żadnego utworu z poprzednich płyt. Chyba podobnie, jak wszyscy znający go z tamtego okresu, czuł, że to jest zupełnie inny klimat. I miał rację. Tylko co ten nowy klimat ma wspólnego z jazzem? Ja nie wiem. Wiem jedno – jeśli gitarzysta musi wychodzić przed resztę zespołu, żeby publiczność zauważyła, że gra solówkę, to nie jest to jazz.
Żal mi tego Petera z poprzednich płyt. Żal mi klimatu, który tworzył, nastroju, który budował, żal mi po prostu odrobiny jazzu, która w nim była. Może to był smooth jazz, ale jednak jazz. Jazzu już nie ma. Nie twierdzę, że to nie jest dobra muzyka, być może jest, ale nie jest to „Jazz raz po raz”, choć znamy i takich muzyków jazzowych, którzy byli pod dużym wrażeniem tego koncertu.
Peter Cincotti, 11 kwietnia, Sala Kongresowa, Warszawa