Nową hiszpańską restaurację przyjęłam z dużą radością. Bardzo lubię tę kuchnię i ciągle mi mało jej przedstawicieli w Warszawie. ESPAÑA ulokowała się w dawnym budynku komitetu centralnego PZPR na Nowym Świecie. Dobra lokalizacja, na dodatek w tym samym budynku mieści się jeszcze kilka innych knajpek, co zwykle potęguje ruch. Żeby dotrzeć do ESPAÑA, trzeba wjechać wjazdem od Alei Jerozolimskich – miejsce jest na wprost wjazdu na parterze.
W ESPAÑA jest wielki bar, poza tym kilka stolików. Menu wypisane jest kredą na tablicy i podzielone na tapasy i dania główne. Wybieramy po jednym tapas i jednym daniu głównym. Sugerujemy pani kelnerce, że zamiast zamawiać wiele różnych tapasów, postanowiliśmy zostać przy klasycznym układzie kolacji i zacząć od przystawek, a potem przejść do dań głównych. Niestety nasz zupełnie standardowy pomysł na kolację, okazuje się w tym przypadku mission impossible. Kolejność pojawiania się dań na naszym stole, jest całkowicie przypadkowa, usprawiedliwiana przez kelnerkę „kuchnia mi tak wydała” i „to jest mój pierwszy dzień”.
Jako pierwsza przychodzi Ośmiornica a la Feira (38zł). Jedna przystawka. Mój towarzysz zamówił krewetki, które się nie pojawiają. Ośmiornica jest świetna. Podana na ciepło, ale pokrojona w cienkie plasterki, zachwyca świeżością i miękkością. Przyprawiona tylko papryką, oliwą i solą morską. Uwielbiam to danie. Oczywiście dzielę się nm, bo trudno jest jeść samodzielnie, kiedy druga osoba czeka na cokolwiek do jedzenia.
Kiedy jesteśmy mniej więcej w połowie ośmiornicy, przychodzi moje danie główne. Homarce i Langustynki (45zł). Przyznaję, że szok związany z kompletnym pomyleniem kolejności i podaniem wyłącznie moich dań, jest tak duży, że zachwyt wielkością langustynek schodzi na drugi plan. Trzeba im jednak przyznać, że nikt nie podaje takich owoców morza w tej cenie w Warszawie. Są po prostu wielkie i pyszne, choć nie ma w tym filozofii, zwykły grill, dobre zioła i przyprawy. Prosta sałatka jako towarzystwo.
Już kończyłam jeść langustynki, kiedy nadeszły dania mojego kolegi. Przystawka i główne jednocześnie. Pani kelnerka usprawiedliwia ten chaos faktem, że kucharz jest z Hiszpanii, a tam się tak je. Ripostujemy, że w Hiszpanii restauratorzy również odróżniają przystawki od dań głównych. Ostatecznie, jako rekompensatę dostajemy gratis Papryczki padron (20zł), które ponownie są pyszne. Prawdziwe, autentyczne, doprawione i posypane gruboziarnistą solą morską. Boska prostota.
W kategorii deseru nie ma tu cudów. Wybieram więc Arroz con Leche (11zł) Deser z ryżu z mlekiem i cynamonem. Jest dobry, nie oczekiwałam wzlotów i też ich nie dostałam.
Podsumować to miejsce jest niesłychanie trudno. Kucharz jest Hiszpanem, kuchnia jest genialna. Autentyczna, świeża, prosta, prawdziwie hiszpańska. W ESPAÑA panuje jednak totalnych chaos. Nikt nie panuje nad salą, a to jest błąd karygodny. Naprawdę doceniam gest w postaci jednego gratisowego tapas, ale to nie załatwia sprawy. Szkoda. Jeśli bardzo lubicie kuchnię hiszpańską i macie ochotę zaakceptować ten freestyle, jedzenie jest warte polecenia.
Zupełnie inne wrażenia z wizyty w Restauracji ESPAÑA znajdziecie na Restaurantica.pl
Restauracja ESPAÑA, ul. Nowy Świat 6/12, Warszawa
Po więcej zdjęć Restauracji ESPAÑA zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.