Polska, Restauracje, Śródmieście, Starówka, Słynni restauratorzy
Skomentuj

U Fukiera

Moja przyjaciółka Kasia ma dar wygrywania konkursów. Ze wszystkich darów, jakie w życiu widziałam, ten jest zdecydowanie najciekawszy. Kilka lat temu wygrała przepiękny zestaw garnków Tefala. Ponieważ ogromnie mi się spodobały, kilka tygodni później wygrała również jeden komplet dla mnie. Tym razem Kasia postanowiła wziąć udział w konkursie czekolady Lindt. Należało opisać czekoladę, którą chciałoby się zjeść. Nie muszę dodawać, że pozostali uczestnicy byli bez szans? Czekolada z kwiatami jadalnymi, kawałeczkami fig, pomarańczy i limonki. To jest odpowiedź wygrywająca ten konkurs. Nagrodą zaś była kolacja dla 10 osób w restauracji Magdy Gessler „U Fukiera”.

Przyznam, że miałam nieco obaw. Różnie można było do realizacji takiej nagrody podjeść. Spodziewałam się wersji oszczędnościowej. Całkowicie się jednak pomyliłam. Kolacja była bardzo pyszna. Ilość dań oszałamiająca. Dodatkowe prezenty czekolady Lindt dla każdego z uczestników niezwykle miłe. A przedstawicielki marki Lindt czekające na Kasię z dodatkowymi gratulacjami i książką Magdy Gessler (z osobistą dedykacją) były taką kropką nad i, która u wszystkich gości spowodowała wielkie ‘wow’.

Na stole czekały przystawki zimne, a kelner prpzynosił ciepłe. W charakterze przystawek testowaliśmy Salpikon z krewetek, Kanapeczki ze śledziem z selerem naciowym i lubczykiem, Kanapczeki z pasztetem z dziczyzny, Tortillę z marynowanym tuńczykiem i Nereczkę cielęcą w sosie Dijon.

Znakomity był salpikon. Danie bardzo dobrze przyprawione, z świetną papryką, karczochami i dużymi kaparami, ale przede wszystkim z bardzo dobrymi krewetkami. Tortilla umknęła mi na tle innych dań, choć zwykle bardzo ją lubię. Olśniła mnie natomiast nerka w sosie musztardowym. Nie każdy lubi takie dania, dla mnie jednak było to coś wyjątkowego i nieczęsto spotykanego w restauracjach.

Bardzo się najedliśmy przystawkami. Miałam nadzieję na małe danie główne następujące zaraz po nich. Zupełnie nieoczekiwanie wkroczył jednak na stół Krem z białych warzyw z pieczoną cykorią i wędzonym łososiem. Był bardzo dobry, natomiast jego gęsta konsystencja spowodowała, że zaczęłam mieć obawy, czy jestem w stanie w dalszym ciągu jeść …

Na danie główne wybrałam jednak Comber z sarny z kopytkami o smaku prawdziwków i buraczkami na gorąco. Przy mojej pasji do dobrej dziczyzny trudno było nie wybrać tego dania. Wiem od reszty znajomych, że i kaczka i sandacz oferowane jako alternatywa, były bardzo pyszne. Comber podano mi dokładnie taki, o jaki prosiłam – krwisty. Świetnie uchwycony w momencie, kiedy nie jest już surowy, a krew jednak się sączy mogę się na nią rzucić z energią i ochotą mięsożernego wampira.

W końcu nadszedł deser. Zupa nic z bezą pistacjową, lodami waniliowymi i świeżymi malinami. Prześledziłam opinie Gastronautów o tym deserze – ponoć rewelacja. Dla mnie to lekki bałagan na talerzu i za dużo wszystkiego, by się skupić na ważnych elementach. Może to jednak być efekt ogromnego przejedzenia wszystkimi daniami do tej pory. Świetne były pistacje i kawałeczki bezy nasączone alkoholem. Reszta mocno „taka sobie”.

To był – jak się pewnie domyślacie – dość szalony wieczór. Biesiadowaliśmy przepysznie w jednej z najdroższych restauracji w Warszawie zupełnie nie przyjmując się finansową stroną tej biesiady. Nie było potrzeby zastanawiania się, czy ten comber był wart swojej ceny. Przede wszystkim było bardzo miło i pysznie, a Lindt i Fukier stanęli na wysokości zadania. Kasia, keep winning!

U Fukiera, Rynek Starego Miasta 27, Warszawa

Po więcej zdjęć dań z Fukiera, zapraszam na Stronę Frobloga na Facebooku.