O ważnej roli deserów pisałam już wielokrotnie. Podkreślałam też, jak totalnie jest to niedoceniany temat w restauracjach warszawskich. W najnowszym letnim numerze Magazynu USTA znajdziecie mój felieton „W obronie sybaryty” o niezwykły miejscu w Berlinie CODA Dessert Bar. Koncept skupiony jest wyłącznie na deserach i dobranych do nich koktajlach. Miejsce jest niebywałe, jeśli będziecie kiedyś w okolicy, serdecznie Wam polecam.
Do CODA Dessert Bar trafiłam nocą. Okolica – mówiąc bardzo delikatnie – nie zachęcała. Ale byłam pewna, że chcę tego doświadczyć, tak, jak się chce odwiedzić miejsca zupełnie inne, ciekawe, stworzone według oryginalnych pomysłów. Nazywamy je „konceptami” i choć słowo to wyśmiewane jest przez wielu, uważam, że ma więcej znaczenia niż się powszechnie uważa. Niestety w Polsce nadużywa się go bezsensownie. CODA Dessert Bar to prawdziwy koncept. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by całość bardzo starannie przemyśleć.
CODA Dessert Bar: Koncept jakich mało
Podaje się tu deserowe menu degustacyjne i dobrane do niego koktajle. Ważny jest każdy element. Desery mają określony styl, menu degustacyjne ma swoją dynamikę i nie skupia się bynajmniej wyłącznie na elementach słodkich. Koktajle to osobna sztuka, minimalistyczne w formie, maksymalistyczne w smaku. Patrząc na nie wiem, że dziś w Warszawie pewnie żaden koktajl bar czegoś takiego by nie zrobił. Który szanujący się szef baru zaserwowałby koktajl w zwykłej szklance bez żadnych ozdobników? Bez klamereczek, pianek, suszonych cytrynek i innych. Nie mam nic przeciwko ozdobnikom. Lubię koktajle i rozumiem, że ich formy mogą być różne. Tu jednak, w CODA Dessert Bar mniej znaczy więcej.
Deserowe menu degustacyjne nie jest nowością. Mamy je już nawet w Polsce. W Warszawie „dessert bar” serwowała Miodowa Cafe. Wraz z odejściem Adama Freussa ten pomysł chyba jednak przestał istnieć. Szkoda, bo choć próba była pierwsza, to jednak niezwykle odważna.
CODA Dessert Bar: Twórcy, ceny i dlaczego warto
CODA Dessert Bar to doborowe towarzystwo. René Frank – szef tutejszej cukierni ma doświadczenie między innymi w trzygwiazdkowej restauracji La Vie w Osnabrüku. Każdy deser to małe dzieło sztuki, choć zdjęcia niestety Wam tego nie pokażą. Robione późną nocą, w punktowym (drastycznym dla jedzenia) oświetleniu. Musicie mi uwierzyć na słowo – uczta to była wybitna. Menu trzech deserów to koszt 25 EUR, trzy dopasowane koktajle kosztują 17 EUR. 4, 5 i 6 dań i koktajli to odpowiednio 34+22 / 42+28 / 49+33 EUR. Ale pieniądze te warte są wydania.
Największe wrażenie zrobił na mnie deser z bananem, kakao i herbatą Darjeeling oraz dobrany do niego koktajl na bazie jamajskiego rumu i moscato. Dłonie spryskano mi aromatem tonki. Jadło się to tak niebywale przyjemnie, że nie sposób opisać słowami. Najlepiej jak mogłam, zrobiłam to w letnim Magazynie USTA, do lektury którego serdecznie Was zapraszam.
CODA Dessert Bar, Friedelstraße 47, 12047 Berlin, +49 30 91496396
Sprawdźcie więcej polecanych w moim przewodniku Gdzie jeść w Berlinie.