W klimatach Poradnika Pozytywnego Myślenia przebywam od jakiegoś czasu. Jak już wiecie, film będący ekranizacją powieści dostał ode mnie najwyższe noty spośród oscarowych kandydatów. Przywiązałam się również do ścieżki dźwiękowej filmu. Ostatnio, dzięki wydawnictwu Otwarte wpadła mi w ręce książka Poradnik Pozytywnego Myślenia Matthew Quicka, na podstawie której został nakręcony film.
W moim świecie braku czasu, wykrojenie popołudnia na przeczytanie książki, coraz częściej graniczy z cudem. Oczywiście wiem, że znalezienie czasu jest kwestią priorytetów, zgodzę się więc, że czytanie książek moim priorytetem w ostatnim roku nie było. Jednak Poradnik Pozytywnego Myślenia pochłonął mnie całkowicie. Przez dwa wieczory, żyłam w świecie głównego bohatera, bardzo intensywnie porównując go ze światem bohatera filmowego. Historia jest w gruncie rzeczy podobna, ale różnic trochę jest.
Zacznijmy od muzyki. Pat Peoples (książkowy) i Pat Solitano (filmowy) reagują nerwowo i mają problem z opanowaniem się przy pewnej melodii. W filmie, jak być może pamiętacie, była to „My Cherie Amour” Steviego Wondera. Po wielokrotnym przesłuchaniu soundtracku filmowego, zgadzałam sięz Patem, i mnie denerwował ten utwór. Czymże jednak jest moje zdenerwowanie Stevie Wonderem w porównaniu do mojego wielkiego znienawidzenia dla Kennego G. To właśnie Songbird tego smoothjazzoego saksofonisty sopranowego uruchamia w Pacie Peoples agresję. W tym punkcie rozumiem go znakomicie. To jedna z najbardziej prymitywnym, lukrowanych i kiczowatych melodyjek, na jakie kiedykolwiek wpadli twórcy tzw. musac (ironiczne określenie, stosowane dla wszystkich utworów niegodnych kwalifikowania się do kategorii music).
Różnic pomiędzy książką i filmem jest o wiele więcej. Książkowy Pat czyta znacznie więcej lektur niż tylko Hemingway’a, Tiffany jest od niego sporo starsza, ojciec Pata nie odzywa się do niego prawie wcale, a Pat nieustająco wydaje się zabiegać o jego akceptację. Swoją drogą, to dopiero byłoby wyzwanie dla Roberta De Niro – zagrać bohatera, który nie komunikuje się z otoczeniem w sposób werbalny prawie wcale.
Uderzająca w tej książce jest prostota, wręcz naiwność narracji głównego bohatera. To jest pewien zgrzyt, mała zagadka, której nie rozwiązałam do teraz. Jeżeli Pat Peoples był nauczycielem historii, powinien być człowiekiem wykształconym. Skąd więc jego ograniczone słownictwo i dziecięca wręcz naiwność w zachowaniach? Nie sądzę, by rzecz polegała wyłącznie na nieudanym tłumaczeniu, choć przyznaję, że oryginału nie było mi dane czytać. Myślę, że to ma jakieś uzasadnienie. Być może chodzi o to, że Pat jest na lekach i to one dominują jego zachowania. Być może Pat zbytnio upraszcza swój świat, chcąc się koncentrować wyłącznie na rzeczach pozytywnych. Nie mam odpowiedzi na to pytanie.
Na plus książce zaliczam budowanie pewnego napięcia i niespieszne odpowiadanie czytelnikowi na pytanie, co takiego się stało, że główny bohater wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Dopiero po lekturze zrozumiałam, o ile ciekawszy byłby film, gdyby tej tajemnicy nie zdradzono na początku. Dużym plusem filmu natomiast są zbudowane postaci głównych bohaterów, tak charyzmatyczne, że jeśli czyta się książkę po zobaczeniu filmu, nie sposób się pozbyć ich wizerunku. Bardzo ciekawa lektura.
Za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego książki Poradnik Pozytywnego Myślenia Froblog dziękuje wydawnictwu OTWARTE.