Restauracje, Śródmieście, Sushi
Skomentuj

Maguro Sushi

Maguro Sushi nie miało prostego zadania. Sushi barem numer 1 jest dla mnie Sakana na Moliera i trudno bardzo sprostać takiej konkurencji. Pisałam już kiedyś, że do Sakany warto przyjść będąc już lekko zaawansowanym w jedzeniu sushi. Można też się zdać na sugestie sushimana. W Maguro można być zaawansowanym i dostać ciekawsze kompozycje niż klasyczne nigiri czy maki, można też przyjść i zaczynać od podstaw.

My zaczęliśmy od zupy wonton. Dawno jej nie jadłam, zapomniałam już jak bardzo aromatyczna potrafi być i jak pyszne są pierożki w środku. Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, zwłaszcza, że dzień był chłodniejszy, a obejrzany film wymagał spaceru, żeby zmyć z siebie myśli.

Potem zamawialiśmy już różne rzeczy. Częściowo takie, które znaliśmy, częściowo eksperymentowaliśmy. Był więc z nieco mniej standardowych tatar z tuńczyka w gun kanie, były maki z pieczonym łososiem i sosem terijaki i były też maki rainbow – robione z trzech kolorów ryby na zewnątrz (halibut, łosoś, tuńczyk) – białej, łososiowej i różowej. Ze standardów wzięliśmy nigiri z krewetką.

Wyjątkowo nie zdecydowaliśmy się na żadne z dań z karty, chcieliśmy wziąć kilka mniejszych rzeczy, a nie być przepełnionym po jednej tylko przystawce i jedynym daniu głównym. Ale smaki dań, które zamówiliśmy, zachęciły nas do kolejnych odwiedzin.

Na deser był jeszcze banan smażony z sosem malinowym, zamówiony zgodnie z sugestią kelnerki. Bardzo trafiony deser. Bardzo dobra kolacja.

No, może nie nauczyłam się niczego nowego o sushi w tym miejscu, ale z pewnością mogłam tam zjeść wszystko to, co do tej pory mi bardzo smakowało u innych.

Maguro Sushi, ul. Wilcza 26, Warszawa