Jeśli opiera się pomysł na restaurację o steki i owoce morza, to szef kuchni ma teoretycznie proste zadanie. Po pierwsze musi znaleźć świetny produkt, po drugie – nie zepsuć go. Tyle teorii. W praktyce w różnych miejscach produkty bywają kiepskie, a jeśli nawet są dobrej jakości, kucharze potrafią je bezlitośnie zmarnotrawić. W Merliniego 5 na szczęście praktyki takie nie mają miejsca.
Merliniego 5: Ogólne wrażenie
Bardzo dawno mnie tu nie było. Podobnie, jak w przypadku Nabo moim pretekstem do pierwszej wizyty po dłuższej przerwie był skrei. Ale wróciłam jeszcze raz, żeby napisać te kilka zdań na temat. Od mojej ostatniej wizyty minęło kilka lat i sporo się tu zmieniło.
Wystrój pozostał, mamy więc kameralne oświetlenie, elegancką roślinność, mnóstwo butelek wina dookoła. Lokal rozmieszczony jest na dwóch poziomach. Przyjemny jest parter z kilkoma stolikami i bezpośrednim nasłuchem na kuchnię. Kucharze mając świadomość, że ich słychać, oszczędzają nam kuchennej łaciny 🙂 Pięterko jest znacznie przestronniejsze, mieści też większe grupy gości.
Karta dań jest długa i złożona. Mamy menu główne, menu sezonowe i jeszcze wkładkę ze stekami. Prostsza i krótsza byłaby lepsza i można byłoby wyeliminować braki niektórych pozycji. Drugim trudnym punktem tej karty jest podawanie ceny mięsa za 100g, czy nie podawanie ceny ostryg (cena sezonowa). To nie jest przyjazne klientowi. A dla mnie rozpoczyna proces wyjaśniania. Być może większość ludzi nie zajmuje sobie tym głowy, ale ja lubię wiedzieć ile zapłacę, nie wstydzę się pytań o cenę, spędziłam więc na wyjaśnianiu cen około 10 minut. Całe zamówienie trwało jeszcze dłużej ze względu na braki w karcie i ustalanie, czy danie zawiera gluten. To psuje ogólne wrażenie, a w moim przekonaniu, jest stosunkowo proste do zmiany. Powiem tak – chciałam zjeść czerwone mięso, ale nie chciałam zapłacić za steka 150zł. Skończyłam na kurczaku, bardzo zresztą dobrym – jak się później okazało.
Karta win jest bardzo długa, a wybór imponujący. Z pewnością widać tu pasję właściciela i ogromną wiedzę w temacie. Niektóre pozycje naprawdę robią wrażenie, to tzw. „grubasy” – najsłynniejsze i najdroższe wina na świecie. Odczuwałam natomiast braki w dolnej półce cenowej, dorzucenie 2-3 win w okolicy 100zł za butelkę dobrze by zrobiło tej karcie.
Merliniego 5: Obsługa
I tu ukłony dla obsługi. Przy tym długim menu i kliencie dopytującym o szczegóły, obsługa zachowywała się wręcz wzorowo. OK, nie byli przeszkoleni z obecności glutenu, co w dzisiejszych czasach wydaje się być absolutną koniecznością. Poza tym jednak, bez cienia zdenerwowania i bardzo grzecznie odpowiadali na moje pytania. Ja dochodziłam do wiedzy o tym, co – moim zdaniem – powinno być napisane w menu i co by nam wszystkim oszczędziło czasu. Pan kelner miał na głowie pełną salę, ale bez najmniejszego grymasu na twarzy (a – umówmy się – pewnie chciał mnie zabić) udzielał mi wyjaśnień, od czasu do czasu sprawdzając szczegóły z kuchnią.
Merliniego 5: Jedzenie
Ktoś tu się zna na sosach. Pomyślałam po skosztowaniu najpierw genialnych Mazurskich raków w kremowym sosie brandy (49zł), a potem Polędwicy z dorsza arktycznego Skrei z sosem z czerwonego wina (69zł). W przypadku raków – na uśmiechu i z pełną świadomością żartu wrzuconych przez obsługującego mnie pana kelnera do kategorii “owoce morza” – był to znakomity kremowy sos z dodatkiem pomidorów i brandy. To danie pachniało, wyglądało i smakowało. Taka absolutna klasyka. Tak właśnie chciałabym jeść raki. W przypadku skreia sos był na bazie czerwonego wina, co zmusiło mnie wprawdzie do zmiany winnego towarzystwa z kieliszka toskańskiego trebbiano / pinot grigio na czerwone chilijskie cabernet (50%) z dodatkami, ale połączenie to było około-boskie. I tego się będę trzymać. Przy okazji, sprawdźcie listę restauracji oficjalnie objętych akcją skrei w Warszawie. W kartach znajdziemy go jeszcze tylko do końca marca.
To była moja pierwsza wizyta, ale wrażenie zostało podtrzymane przy kolejnej. Chowder z rybami i owocami morza (49zł) był genialnie intensywny w smaku, przygotowany na najświeższych i bardzo dobrej jakości składnikach. Czyż może być coś lepszego niż gęsta ciepła zupa o wyrazistym morskim smaku w chłodny zimowy wieczór?
Przyjemne było też Carpaccio z kaczki (32zł) z cząstkami pomarańczy, choć ilość rukoli zdecydowanie bym ograniczyła.
Ośmiornica duszona w sosie winno-maślanym z czosnkiem i ziołami (89zł) była idealnie miękka i znakomicie smaczna. Proste, najbardziej oczywiste dodatki, ale przecież dobrej ośmiornicy niczego więcej nie trzeba. Z dań głównych zrobił na mnie jeszcze wrażenie Cytrynowy kurczak (44zł) z ziemniakami i warzywami. Ponownie sos był znakomity, delikatnie kwasowy o łatwo wyczuwalnych notach smakowych cytryny. Kurczak miał świetnie chrupką skórkę i w sumie – choć nie miałam w planie go jeść – okazał się być bardzo udanych wyborem.
Desery spróbowałam dwa. Obydwa czekoladowe. Bardzo dobry był Royal Tort z belgijskiej czekolady. Mocne czekoladowe smaki i mazistą gładką konsystencję kremu kontrastowała chrupka orzechowa pralina na spodzie. Ładny akcent owocowy stawiały też wiśnie. Na podobnych nutach smakowych grały Domowe lody czekoladowe z gorącymi wiśniami. Prostota i klasycznie smaczne połączenie wiśni z czekoladą. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że w karcie był też czekoladowy fondant, którego z oczywistych powodów nie zjadłam.
Tutejsza kuchnia to pełne smaku klasyki i bardzo dobre, wybitne wręcz sosy. Dawno takich sosów nie jadłam. Warto byłoby odświeżyć prezentacje – kiełki do każdego dania i ziemia jadalna do deseru powinny odejść. Można byłoby też się zastanowić nad ciekawszymi dodatkami. Ale w kwestii smaku i jakości produktu to jedzenie jest na bardzo wysokim poziomie. Z przyjemnością tak zjem od czasu do czasu.
Merliniego 5: Relacja ceny do jakości
Merliniego 5 to miejsce dość drogie. Rozumiem, że produkt jest świetny, rozumiem, że wina z najwyższej półki, ale wydaje się, że dzisiejsze czasy wymagają nieco innego podejścia. W Warszawie nie otworzyła się żadna fine diningowa restauracja od dwóch lat. Upowszechnia się natomiast bistronomia. To jest trend światowy, który i do nas dociera. Myślę, że poziom cenowy warto byłoby przemyśleć.
—
Być może Merliniego 5 nie podąża za aktualnymi trendami, ale podąża za dopracowanym smakiem. Prezentacje tutejszych dań warto byłoby odświeżyć, ceny przemyśleć i skrócić zbyt złożone menu, ale smaku nikt tej kuchni nie odbierze. Wróciłam z przyjemnością i pewnie zrobię to jeszcze nie raz.
Merliniego 5, Warszawa, tel. 22 646 08 10
Tekst powstał przy częściowej współpracy z marką Norge i Norweską Radą ds. Ryb i Owoców Morza.
Zapraszam na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj:
Ocena: 13.5/20
Czy wrócę? TAK
-
Ogólne wrażenie
3 -
Jedzenie
3.5 -
Obsługa
4 -
Relacja ceny do jakości
3
Na plus
- Znakomite produkty
- Dopracowane sosy
- Kameralna atmosfera
- Miła i cierpliwa obsługa
Na minus
- Prezentacje dań do odświeżenia
- Karta wymaga uproszczenia
- Warto byłoby przemyśleć politykę cenową