Restauracje
Skomentuj

Sushi 77

Wprowadziłam już kiedyś jeden wyjątek od narzuconej sobie zasady, że opisuję tylko restauracje warszawskie. Jest precedens, można więc kontynuować. Dodatkowo na moją obronę (nie wiem, czy na pewno musze się przed czymś bronić, ale gdyby tak właśnie było, to już wiem, jak) dodam, że Sushi 77 jest siecią, obecną również w Stolicy. Ja testowałam to miejsce w Poznaniu.

Poznańskie Sushi 77 to „suszarnia” z ofertą nieco ciekawszą niż najbardziej standardowe ze standardów sushi. Można oczywiście zjeść klasyczne nigiri i maki, pytanie tylko po co. O ile bardzo przyjemnie jest pochłonąć taki standard w przerwie na lunch, o tyle, jeśli ktoś wieczorem wybiera się na sushi i ma moment na eksperyment, warto to zrobić. Trzeba wtedy wybrać odpowiednie miejsce – może to być warszawska Sakana, o której kiedyś już tu pisałam, ale może to też być Sushi 77. Na eksperymenty się nadaje. Warto być może też dodać wzmiankę o purystach sushi, czyli tych, którzy z poczuciem wyższości zakwalifikują każdy przejaw kuchni fusion za niegodny. Moim zdaniem jednak, jeśli coś sprawia kulinarną przyjemność, opinia purystów jest mi obojętna.

W Sushi 77 wybór jest duży. Kilka kart zapewne na kilka okazji, różnorodne zestawy, propozycje bardziej lub mniej fusion, jest z czego wybierać. Niestety kelnerka nie była zbyt pomocna, sama pewnie zagubiona lekko w gąszczu propozycji. Jeśli rzucicie okiem na menu w Internecie, będziecie wiedzieli o co mi chodzi. Ponieważ jednak dzień był z kategorii długich, obiad dawno już odszedł w zapomnienie, a rosnący poziom głodu wykluczał długi proces decyzyjny, szybko wybraliśmy to, co nadeszło za chwilę.

Zaczęliśmy od standardu – zupy miso. Nie maco się rozwodzić nad zupą. Była dobra, ale bez większych wzruszeń. Te nadeszły po chwili. Zdecydowaliśmy się na standardy takie jak zestaw nigiri – 5 różnych rodzajów, ale też na bardziej wyszukane dania.

Na ciepło przyszły z kategorii Specjały wyjątkowo polecane przez Sushi 77 – grillowany łosoś z krabem i grillowany lucjan, obydwa z ciepłym sosem terijaki. Obydwa znakomite. Pięknie wyglądały, smakowały jeszcze lepiej. Lucjan to ryba, gdyby ktoś miał wątpliwości J (po angielsku snapper).

Nigiri też oczywiście były dobre, ale z ciekawostek zjedliśmy jeszcze Ebi Mayo czyli kawałki krewetki z majonezem w gun-kanie. Nie po to się idzie na zdrowe dietetyczne sushi, żeby się zajadać majonezem? No niby nie po to, ale skoro dobre jest? 😉 Hitem jednak były Oyakomaki czyli maki z tuńczykiem i maleńkim żółtkiem z jajka przepiórczego. I to była prawdziwa niespodzianka, choć zjedzenie go nie należało do najłatwiejszych.

Mieliśmy w planach zamówić jeszcze Oyakomaki z łososiem i kawiorem, ale nie było. Był też plan zamówienia Tatara z tuńczyka, ale tu z kolei obsługa nie mogła się zdecydować co do ceny i dostępności. Pozostaliśmy więc przy tym, co było. I delikatnym białym winie. Wstępne drinki – Long Island Green Iced Tea – okazały się zawierać zbyt dużą ilość lodu w stosunku do alkoholu.

Ogólnie Sushi 77 to miejsce na bardzo dobre jedzenie. Nie wiem, jak ceny w Stolicy, ale w Poznaniu atrakcyjne. Może będzie kiedyś okazja sprawdzić powtarzalność dań i dotrzeć do filii w Warszawie. Jeśli jakość jest na podobnym poziomie, z pewnością będzie to duża przyjemność. Polecam!

Sushi 77, ul. Woźna 10, Poznań