Błoto. Egzystencjalne, moralne, estetyczne i fizyczne. Ohyda. Pod każdym względem. Wóda. Lejąca się na prawo i lewo, piją wszyscy. Zło. Wszechobecne. Negatywne postaci. Wszystkie.
W tak przerażającym i depresyjnym klimacie postanowił nakręcić swój nowy film Wojciech Smarzowski. Trzeba dodać, że film bardzo dobry. Wciągający, interesujący, ze świetnymi rolami aktorskimi i intrygującą fabułą. Gdzieś w Polsce, na szczęście daleko, kiedyś, na szczęście już dość dawno temu, a konkretnie w PRLu.
Trzeba przyznać, że dbałość o szczegóły robi wrażenie. Z wielką starannością dobrano lamperie, kuchnie, telewizory, ubrania i mnóstwo innych rekwizytów epoki. Samochody i fryzury dodają spójności całości. Patrząc na to wszystko czujemy się tak, jakbyśmy się przenieśli o 30 lat wstecz.
Do tego role – świetni Dziędziel, Topa i Jakubik, jak zwykle doskonały Więckiewicz i absolutnie wybitna Preis. Sądzę, że dla Topy, który szerszej publice był do tej pory znany głównie ze Złotopolskich, ta rola może być przełomowa. Oby, bo zdecydowanie zasługuje na zainteresowanie.
Mam bardzo ambiwalentny stosunek do tego filmu. Już po zwiastunie wiedziałam, że nie będzie się go dobrze i miło oglądało. Cały ten klimat po prostu mnie odrzuca. Kłócę się z taką wizją świata, chcę krzyczeć, że nie może być aż tak źle. Ale z drugiej strony mam też świadomość celowego przerysowania całości, żeby podkreślić, żeby nadać bardziej drastycznego charakteru. I stąd chleją wszyscy i nikt nie jest tym dobrym. Taka gra w złego i gorszego. Film polecam, ale jeszcze bardziej polecam zaplanowanie sobie czegoś po obejrzeniu filmu, żeby zmienić myśli. Podejrzewam, że pójście spać z takimi obrazami grozi jednak sennym koszmarem.
W skali od 1 do 10 daję 8