Nie tak dawno pisałam o Romesco i Kalyan, miejscach, gdzie mało atrakcyjny wystrój schodzi na dalszy plan, kiedy zaczynamy jeść. Nie grzeszą urodą, a jednak po pierwszych kęsach dochodzimy do wniosku, że wygląd nie ma znaczenia. Dziś o Joli Bord 33 – miejscu, w którym pod względem wystroju, brandu i estetyki, jest wzorcowo. A jak z jedzeniem? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, wybrałam się na odległy mi Żoliborz.
O Joli Bord 33 wiedziałam zanim powstało. Donosili mi znajomi, informowali fani. Pierwsze zdjęcia małego bistro w spokojnej części Żoliborza publikowane na fanpage’u miejsca, zrobiły na mnie wrażenie. Podobnie jak sama nazwa, odwołująca się do historycznej nazwy dzielnicy. Oczekiwania rosły .
Wszystko tu w wystroju jest dopracowane do perfekcji. Ściany w cegle, stoliki w ciemnym drewnie. Za ladą zabytkowy kredens, a na nim waga rodem z PRLu. Na ladzie świeże zielone zioła. Na stolikach uwagę zwracają papierowe serwety z hasłem ‘To bistro or not to bistro’ oraz obowiązkowe ostatnio słoiki, tutaj jako dekoracje ze świeżymi kwiatami wewnątrz. Ładnie.
W menu ciekawie. Przekąski i dania główne o zabawnych nazwach – Say cheese to deska serów, Secret garden – to mieszanina sałat z grillowanymi owocami, A’Pollo 33 – kura pod pierzynką serową. Na start wybieram Green Madness – guacamole, chrupiące warzywa sezonowe, pita z grilla (16zł). Wygląda kolorowo. Pierwszą estetyczną radość jednak psuje mi kilka rzeczy – guacamole bez kolendry (jako można!), chrupiące warzywa to wyłącznie marchewki i ogórki, pita nie nadchodzi w tym rozdaniu.
No to danie główne. Habibi – falafel, tabouleh, hummus, grillowany ser haloumi, świeże warzywa (26,90zł). Habibi to arabskie słowo oznaczające ukochanego. Ten ukochany bardzo jest humorzasty i nierówny. Hummus jest bez smaku, brakuje mu charakteru, tabouleh i haloumi bardzo sympatyczne, najsmaczniejszy jest lekko kwaskowaty falafel. Przychodzi też moja pita, która nie zdążyła jako dodatek do guacamole. Niestety jest zimna.
W charakterze rekompensaty za wpadkę z pitą, dostaję deser – Ciasto kajmakowe. I ono chyba jest najlepsze z wszystkiego, co tu jadłam. Dodatkowo, doceniam, że Joli Bord 33 nie serwuje fondantów. Solidna porcja kajmaku osadzona jest na kruchym spodzie z warstwą gorzkiej czekolady, posypana jest płatkami migdałów. Ciasto jest słodkie, ale wypijam do niego kwaskowatą lemoniadę, która ratuje mnie przed zasłodzeniem.
Joli Bord 33 to bardzo atrakcyjne miejsce. Dobrze zrobione, przemyślane, z ciekawą nazwą i interesującym menu. To, co na dziś zawodzi, to kuchnia. Wymaga dopracowania, smaki potrzebują podkręcenia, dania dbałości o szczegóły. Jest tu pomysł i styl, jednak do pełnego zachwytu jeszcze daleka droga. Trzymam kciuki za zmiany na lepsze.
Joli Bord 33, ul. Potocka 33, Warszawa, tel. 690 306 005
Po więcej zdjęć Joli Bord 33, zapraszam na fanpage Frobloga na Facebooku.