Bacio di Angelo, po którym Sorbo Serpico odziedziczyło lokal, nigdy mnie nie zachwyciło. Przytłaczało wystrojem, kuchnia była do bólu standardowa, po dwukrotnej wizycie, nie miałam ochoty wracać. Wiadomość o powstaniu nowej restauracji w tym samym miejscu przyjęłam więc dość pozytywnie, bez żadnego żalu za poprzednikiem. W weekend sprawdzałam, czy i jeśli tak, to czym różni się Sorbo Serpico od Bacio di Angelo.
Zacznijmy więc od tego, że nie różni się wystrojem. Niestety. W Bacio di Angelo odnosiłam nieustające wrażenie, że wszystkie figurki, obrazy, wazoniki i inne bibeloty stojące na licznych półeczkach, komódkach i stolikach, zbierała jakaś bardzo wiekowa ciotka. Teraz, w Sorbo Serpico wygląda to tak, jakby ciotka już nie żyła, a jej rzeczami nikt się nie zajmował. Obsługująca nas (bardzo profesjonalnie i z dużym zainteresowaniem zresztą) pani kelnerka mówi, że są w trakcie zmian. Zaczęli od zmian niektórych pozycji w karcie, na remont przyjdzie czas.
Nie patrzmy więc na wystrój, lecz jedzmy. Jedzenie zacznijmy od Krewetek tygrysich na winie lub koniaku (37zł). Zamawiam na koniaku, krewetki przychodzą jednak kwaśne, okazuje się, że dostałam wersję na winie. Są poprawne, ale ilość zjedzonych krewetek na winie w moim życiu, pozwala mi już teraz doceniać tylko takie, które występują w towarzystwie morza lub oceanu. Za pomyłkę w sosie zostajemy dwukrotnie przeproszeni i jeszcze na koniec dostajemy alkohole gratis. Brawo.
Jedzmy więc dalej i nie zwracajmy uwagi na wystrój. Małże brzytwy w białym winie z cebulką (35zł). Pani kelnerka wkracza i przekazuje, że to w sumie bardzo podobne danie do krewetek i może skoro już dostałam sos winny w krewetkach, lepiej byłoby zjeść okładniczki na koniaku. Bardzo mi ta propozycja odpowiada. Brzytwy są jędrne i soczyste, sos koniakowy bardzo dobrze im robi. Dostaję do nich – podobnie jak do krewetek zresztą – białe pieczywo do wyjedzenia sosu do końca. Sympatyczne danie, okładniczki jeszcze mnie cieszą, bo nie są tak popularne, jak inne owoce morza, zawsze więc pochłaniam je z przyjemnością. Nieco dziwi, że te dania tak do siebie podobne występują w karcie jedno jako przystawka, drugie jako główne.
I jeszcze deser. W tym charakterze Lody waniliowe podane na gorących malinach (21zł). No i co Wy na to? Ja podawałam lody na gorących owocach moim gościom zawsze wtedy, kiedy szłam na łatwiznę i nie chciało mi się przygotowywać porządnego deseru. Przepraszam wszystkich moich gości za tę informację. Lody dobre, maliny dobre, od włoskich deserów oczekujemy więcej.
Sorbo Serpico to nowa włoska restauracja. Moje wrażenia po pierwszej wizycie są następujące: w wyglądzie nie różni się od poprzednika, w kuchni przyjemnie ale standardowo, wyróżnia się bardzo dobrą obsługą. We współczesnej Warszawie mamy Andreę Scarantino z jego autentyczną Mammą Mariettą, mamy Lorenzo i Lucę z pachnącą truflami Delizią i mamy Mąkę i Wodę, czyli Włochów lekko po amerykańsku. To są dziś – każde w kompletnie innym stylu – odniesienia dla kuchni włoskiej w Warszawie. Ktokolwiek otwiera teraz nowe włoskie miejsce i nie równa przynajmniej do tego poziomu … wymaga życzeń powodzenia i trzymania za niego mocno kciuków. Trzymam więc i czekam na większe zmiany.
Sorbo Serpico, ul. Wilcza 8, Warszawa
Po więcej zdjęć Sorbo Serpico zapraszam na fanpage Frobloga.