Wpisy otagowane: recenzje teatralne

Ojciec Polski w Teatrze Polonia

Jeśli chcecie się śmiać praktycznie nieprzerwanie przez 2 godziny, wybierzcie się koniecznie na „Ojca Polskiego” w Teatrze Polonia. Autorem i reżyserem jest Michał Walczak, a całość wykonuje Rafał Rutkowski. Rzecz dotyczy ojcostwa. Ojcostwa polskiego – żeby nie było niedomówień. Wprawdzie na scenie jest tylko jeden aktor, ale robi tyle zamieszania i prowokuje do takich reakcji, jakby stała za nim cała armia ludzi. Rafał Rutkowskiego, wstyd się przyznać, znałam do tej pory wyłącznie z reklam Castoramy. Miałam jednak wrażenie, że to małe formy artystyczne. Wyjątkowo udane jak na średnią polskich reklam. I to udane właśnie dzięki osobie Rutkowskiego. Śmieszne, inteligentne i istotnie wyróżniające się spośród całej reszty. Na dodatek pamiętam co reklamował, co nie zdarza się wbrew pozorom zbyt często, a świadczy o jakości reklamy. Ale nie o reklamach tu chciałam, tylko o osobie Rutkowskiego. W duecie Walczak – Rutkowski powstał już kiedyś „To nie jest kraj dla wielkich ludzi”. Niestety nie było mi dane zobaczyć. Jeśli ktoś z was widział, podzielcie się opiniami proszę. W każdym razie duet jest przetestowany, dograny i ewidentnie nie wypalony, …

Krzysztof M. Hipnoza

Wczoraj wybrałam się do Teatru Polonia na eksperyment pt. Krzysztof M. Hipnoza”. Owiane tajemnicą przedstawienie jest przygotowane w oparciu o spektakl Tima Croucha „The Oak Tree”. Całość przełożył na polskie okoliczności i prowadzi Krzysztof Materna, co z pewnością dodaje wszystkiemu uroku. Zaprosił 30 aktorów do 30 przedstawień. Koncepcja polega na tym, że zaproszony aktor nie wie, co będzie grał, Materna wciela się w hipnotyzera, a publiczność nie wie, na jakiego aktora trafi danego wieczoru. Z pewnością fakt, że to jedynie 30 spektakli i fakt, że na afiszach wymienione są takie nazwiska jak Piotr Machalica, Magdalena Cielecka, Borys Szyc, Maciej Stuhr, czy też Piotr Adamczyk, dodają całości efektu. Wczoraj udało mi się trafić na Roberta Więckiewicza. Muszę przyznać, że to był strzał w 10. Uważam, że spektakl tego typu zależy w bardzo dużym stopniu od osoby aktora. Sam Materna nie utrzyma całości na poziomie, jeśli nie będzie miał partnera po drugiej stronie. Nie opowiem oczywiście, co się działo, bo to byłoby złamaniem pewnych zasad. Nawet Więckiewicz musiał uroczyście przysiąc, że nie zdradzi żadnemu aktorowi ani aktorce, …

T.E.O.R.E.M.A.T w TR Warszawa

Wybrałam się na przedpremierowy spektakl z przyjaciółką. Wprawił mnie w takie zdumienie, że przez kilka dni nie potrafiłam właściwie powiedzieć na ten temat nic. W samochodzie, w drodze powrotnej próbowałyśmy sobie zsyntetyzować historię, jakby pozbierać fakty, złożyć całość do kupy. Po trosze się udało. Ale jakież było moje zdumienie, kiedy po premierze zaczęły się pojawiać kolejne podsumowania, recenzje, wywiady z aktorami. Ich interpretacja była niejednokrotnie totalnie inna niż moja, nawet niż nasza. Spektakl powstał na podstawie filmu „Teoremat” Piera Paolo Pasoliniego i ponoć sam twórca twierdził, że nie do końca rozumie swój film. Spektakl jest w reżyserii Grzegorza Jarzyny, można go zobaczyć w TR Warszawa. Biorą udział m.in. Jan Englert, Danuta Stenka, Rafał Maćkowiak i Jadwiga Jankowska-Cieślak. Wszystkie te nazwiska przyćmiewają wielkością. I powiem tak – takich mistrzów się pewnie nie ocenia, takich mistrzów się po prostu czasami nie rozumie. T.E.O.R.E.M.A.T, TR Warszawa, Warszawa Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Romulus Wielki w Teatrze Polonia

Mam w zwyczaju nie czytać przed wybraniem się do kina czy teatru żadnych recenzji. Zwyczaju tego nabrałam, kiedy kilkakrotnie recenzenci spłycili mi najgłębszą pointę, zdradzili najlepszy dowcip, czy też swoim czepianiem się zepsuli najlepszą zabawę. Po obejrzeniu w piątek Romulusa Wielkiego i przeczytaniu dziś recenzji choćby z Gazety Wyborczej  czy dodatku „Kultura” Dziennika, utwierdzam się w przekonaniu, że zwyczaj ten jest jedynie słuszny. Wyborcza twierdzi, że temu spektaklowi brakuje reżysera. Dziennik dodaje, że rzecz jest banalna i nie ma komentarza czy jakiejkolwiek prawdziwej interpretacji. Ja mam wrażenie, że recenzenci nakręcają się w swoim „znawstwie” i nie wypada im napisać dobrej recenzji po tym, gdy konkurencja napisała złą. Na szczęście nie przeczytałam ich przed spektaklem i w związku z tym naprawdę dobrze się bawiłam. Owszem, przyznaję, nie widziałam do tej pory żadnego Romulusa Wielkiego Duerrenmatta. Nie znam żadnej interpretacji roli tytułowej, nie znam żadnej wcześniejszej reżyserii. Nie znałam tego spektaklu w ogóle. Zamieniając tę słabą stronę w mocną, mogłabym powiedzieć, że jestem wolna od bagażu, który być może ciąży recenzentom. Ale dość już o nich. Wrażenie …

Stacyjka Zdrój w Teatrze Ateneum

„Stacyjka Zdrój” nazywana jest sentymentalną wycieczką po twórczości Kabaretu Starszych Panów. To kompilacja piosenek z repertuaru Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory. Andrzej Poniedzielski dopisał do tych piosenek fabułę i okrasił swoimi dialogami. Spodziewałam się więc pięknych piosenek i „łączników” tekstowych. Łączniki jednakże nad wyraz się autorowi udały, tym samym stały się czymś znacznie więcej niż tylko zwykłymi spoiwami, nadały całości piękny, melancholijny i skłaniający do refleksji sens. Poniedzielski przeniósł akcję w zaświaty – wszystko dzieje się „tam” po śmierci bohaterów, ale to „tam” nazywane jest przez nich „tu”, a „tam” oznacza naszą rzeczywistość. Tytułowa Stacyjka to ostatnia stacja w życiu każdego z bohaterów. Przy czym wszyscy są tam nowi, jeszcze nie wiedzą co się stało, jeszcze nie rozumieją jak i gdzie się znaleźli. W niezrozumieniu owym zresztą pozostają. Fabuła to typowy przedstawiciel twórczości Poniedzielskiego. Od dawna go podziwiam, uwielbiam jego zabawy słowne, popisy których można znaleźć w „Stacyjce Zdrój”. Mamy więc słowotwórstwo w stylu „nevergreen”, „samowicie”, mamy też Jupitera (YouPiter), który okazuje się być Piotrem … bez ambicji na świętego („w angielskim emigranta YouPeter mogłoby …

Córka źle strzeżona

„Córka źle strzeżona” Ferdinanda Hérolda / Johna Lanchbery’ego w Teatrze Wielkim to balet dla początkujących. Nawet dla dzieci, a może szczególnie dla dzieci. Fabuła jest prosta, gesty oczywiste, historia śmieszna, miła i dobrze się kończy. Tańczą nawet kury i kogut. A matka grana przez tancerza jest tak przerysowana jak Magda M. Szymona Majewskiego. Świetne. Oczywiście laik baletu – taki jak ja – nie dokona tutaj oceny profesjonalistów. Powiem jednak, że pewne rzeczy są widoczne, nawet dla laika. Te rzeczy to dwie główne role – Lisa Izabeli Milewskiej i Colas Maksima Wojtiula. Są doskonali. Są tacy, jak być powinni. Ona jest lekka, zwiewna, delikatna i tak do bólu kobieca, że aż ma się ochotę wejść w jej skórę. On jest męski, wygimnastykowany, zwinny i robi ze swoim ciałem, co chce. On ma zresztą zakochaną w sobie spora część widowni. Głównie żeńskiej, ale nie tylko J Ona, podejrzewam, przyciąga drugą część. Są fantastycznie komplementarni, jak para idealna. Wyglądają razem tak, że naprawdę, kiedy podchodzi do niej jego rywal to … ma przeciw sobie całą publiczność. „Córka źle …

Klub hipochondryków

Będzie krótko i dobitnie. Obejrzałam „Klub hipochondryków” w Teatrze Syrena i odebrałam go jak chałturę trzech panów – Zamachowskiego, Malajkata i Polka. Bezsensowny spektakl. Tekst chyba niezbyt śmieszny, do tego stały zestaw min Piotra Polka, stały zestaw zachowań Wojciecha Malajkata i Zbigniew Zamachowski w roli geja. Czy granie geja jeszcze nas śmieszy? Nie. Śmieszyło, być może, 10 lat temu, kiedy było nowością. Jeśli w ogóle – oczywiście. Tekst nie był zbyt zabawny, ale i zagrany miernie. Malajkat rżał ze śmiechu z jakiegoś powodu przez połowę sztuki. Z tym, że to było śmieszne tylko dla niego. No cóż, panowie pokazali, jak z pewniaka zrobić klapę. Publiczność standardowo była zachwycona. Nie rozumiem. Klub hipochondryków, Teatr Syrena, Warszawa Zapraszam na na fanpage, Twitter i Instagram Frobloga. Zachęcam też do prenumerowania newslettera Frobloga. Co tydzień w piątek wysyłam podsumowanie moich relacji. Wystarczy podać swój adres e-mailowy tutaj: Email *

Kolacja dla głupca

„Kolacja dla głupca” to absolutny majstersztyk. Pójście do teatru na ten spektakl to taka chwila, kiedy docenia się fakt posiadania rozumu. Macie czasami takie momenty? Ja miewam. Czasem po premierze nowego filmu Almodovara, czasem po jakimś mocnym koncercie jazzowym, czasem po przeczytaniu Vargasa Llosy, a czasem właśnie po spektaklu. Dziękuję Bogu za to, że obdarzył mnie mózgiem na tyle sprawnym, abym mogła docenić i przez to doznawać uczuć tzw. „wyższych”. Wiem, że to nieprzeciętnie zarozumiałe jest. Mam świadomość, ale przyznaję się otwarcie, że takie uczucia miewam. „Kolacja dla głupca” to spektakl wybitny. Można popłakać się ze śmiechu. Tekst jest fantastyczny, fabuła pełna przewrotnych zwrotów zdarzeń, świetne postaci, no ale przede wszystkim aktorzy … Po szacunku dla widza poznaje się najlepszych aktorów. Szacunku dla widza wymaga granie przez 7 lat „Kolacji dla głupca” z takim zaangażowaniem, jakby się grało premierę. Tam nie było jednej frazy zagranej niedbale, tam błyskało geniuszem z różnych stron. Fronczewski – taki, jak zawsze czyli znakomity. Ale Tyniec … Tyniec to jest dopiero aktor.   Całą swoją rolę – głupca właśnie – zbudował …

Metoda w Teatrze Komedia

„Metoda” to sztuka wcale nie śmieszna, choć grana w Teatrze Komedia. To rozmowa kwalifikacyjna, a właściwie pełny asessment center. Przychodzi człowiek na ostatni etap rozmów kwalifikacyjnych, wchodzi do pomieszczenia, a tam czeka … drugi człowiek, który przyszedł na ostatni etap rozmów kwalifikacyjnych. Potem dołączają jeszcze dwie osoby. Ciągle nie ma prowadzącego. Siedzą przy stole, gdzie przygotowano tylko cztery miejsca. Nagle ze ściany wyskakuje pierwsze zadanie … Jeśli ktoś nie był nigdy na rozmowie, gdzie go maglowano, podpuszczano, sprawdzano w sytuacjach ekstremalnych itd., może go to śmieszy. Mnie nie. „Metoda” pokazuje dokładnie całe nasze dzisiejsze korporacyjne szaleństwo. Współczesne priorytety, wygrane tych, którzy nie mają żadnych skrupułów, odhumanizowany świat pracy rozumianej jako walki. Wizja przerażająca, ale zastanawiam się, ile razy na dzisiejszych asessment center wykorzystywano podobne techniki. Spektakl jest świetny. Mówię to z pełną świadomością. Nie lubię Marii Seweryn, nie lubię Tomasza Karolaka, nie znam pozostałych – Rafała Mohra i Łukasza Simlata. Mogę więc zupełnie obiektywnie przyznać, że to po prostu było dobrze zagrane. Reżyseria Piotra Łazarkiewicza też pewnie zrobiła swoje. Kawał dobrej sztuki.   Na sali …

Fredro dla dorosłych

Szłam na tego Fredrę z nastawieniem „miło będzie zobaczyć, ale co z Fredry można jeszcze wyciągnąć?”. Nie przeczytałam najwyraźniej, że spektakl mocno odbiega od klasycznego odgrywania Fredry. I dobrze, bo tym większe było moje zaskoczenie. „Fredro dla dorosłych – mężów i żon” jest osadzeniem fredrowskiego „Męża i żony” w codzienności nowoczesnej. We współczesnych strojach, z telefonami komórkowymi, telewizorem, z piosenkami Joe Cockera i Leonarda Cohena. Gdybym to przeczytała, a nie widziała, pewnie nie umiałabym zestawić w całość. Właśnie dlatego warto obejrzeć ten spektakl. Chodziło o to, by udowodnić, iż Fredro jest aktualny, choć pisany wierszem i sprzed wielu lat, ciągle traktuje o kwestiach ponadczasowych. Bardzo udana próba. Nie lubię Żebrowskiego, jest przystojny, ale nudny, więc tym bardziej mnie dziwi, że będąc producentem tego spektaklu odniósł taki sukces.   Żebrowski jako aktor przechodzi tu zresztą samego siebie. Mam wrażanie, że tak daleko zagalopował się w swoich dotychczasowych rolach, że koniecznie chciał zmienić swój wizerunek. Nieco go stonować. Może nawet trochę ośmieszyć. W wywiadach mówi, że Fredrę uwielbia od zawsze, na studiach grywał Papkina, a Fredrzystka Anna Seniuk …